Wpis został przez nas zaktualizowany w maju 2024 – dodaliśmy w nim odpowiedź, jaką otrzymaliśmy od urzędników unijnych na nasze pytanie odnośnie zakresu zastosowania DSA. Zapoznasz się z nią niżej, w części dotyczącej opinii w sklepie internetowym.
DSA czyli Akt o Usługach Cyfrowych to Rozporządzenie Unii Europejskiej określające wybrane elementy funkcjonowania niektórych usług internetowych. Jego celem jest zapewnienie większej transparentności i bezpieczeństwa i online. Wprowadzenie DSA jest odpowiedzią na rosnące wyzwania związane z moderacją treści oraz walką z dezinformacją. DSA jest rozporządzeniem unijnym – dlatego też, podobnie jak RODO, powinno być stosowane tak samo na terenie całej Unii (w praktyce RODO pokazuje, że z tym bywa różnie i te same przepisy interpretowane są inaczej w różnych krajach).
Co istotne – DSA porządkuje sporo kwestii, które w różnym zakresie były już uregulowane w niektórych państwach członkowskich. Nie mniej – ze względu na trans graniczność usług cyfrowych konieczna była ich harmonizacja. Dodatkowo w przypadku podmiotów takich jak np. sklepy internetowe (o ile w danym przypadku DSA ma do nich zastosowanie) spora część kwestii objętych DSA w zasadzie i tak wynika np. z Dyrektywy Omnibus czy inne przepisy konsumenckie.
Zgodność swojej strony internetowej z wymogami unijnego aktu o usługach cyfrowych, mozesz zapewnić korzystając z naszego produktu: Warunki korzystania ze strony internetowej (DSA) Uwaga! Choć naszym zdaniem DSA w żadnym wypadku nie dotyczy „wszystkich” stron internetowych, w tym „każdego e-sklepu, który np. ma opinie o towarach” – mając na uwadze kierunki, w których zmierza interpretacja tej regulacji – jej wdrożenie jest zawsze tańsze i bezpieczniejsze niż ewentualny konflikt z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Urzędem Komunikacji Elektronicznej. Taki konflikt zaś może być bardzo kosztowny. Jeśli nie chcesz się zastanawiać czy musisz stosować DSA na swojej stronie, blogu czy sklepie – tutaj znajdziesz łatwe narzędzie, przygotowane przez prawników z Legal Geek, które pomoże Ci spełnić wymogi i dostosować się w kilka minut: Uwaga! Choć naszym zdaniem DSA w żadnym wypadku nie dotyczy „wszystkich” stron internetowych, w tym „każdego e-sklepu, który np. ma opinie o towarach” – mając na uwadze kierunki, w których zmierza interpretacja tej regulacji – jej wdrożenie jest zawsze tańsze i bezpieczniejsze niż ewentualny konflikt z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Urzędem Komunikacji Elektronicznej. Taki konflikt zaś może być bardzo kosztowny. Jeśli nie chcesz się zastanawiać czy musisz stosować DSA na swojej stronie, blogu czy sklepie – tutaj znajdziesz łatwe narzędzie, przygotowane przez prawników z Legal Geek, które pomoże Ci spełnić wymogi i dostosować się w kilka minut:
Ze względu na liczne kontrowersje związane z zakresem stosowania DSA do każdej lub prawie każdej strony internetowej, zwłaszcza sklepów internetowych czy blogów umożliwiających komentowanie uważamy, że bezpieczniej jest dostosować się do DSA niż ryzykować konsekwencję związane z brakiem zgodności.
Tomasz Klecor – partner zarządzający w kancelarii Legal Geek
Ze względu na liczne kontrowersje związane z zakresem stosowania DSA do każdej lub prawie każdej strony internetowej, zwłaszcza sklepów internetowych czy blogów umożliwiających komentowanie uważamy, że bezpieczniej jest dostosować się do DSA niż ryzykować konsekwencję związane z brakiem zgodności.
Tomasz Klecor – partner zarządzający w kancelarii Legal Geek
Czy DSA ma zastosowanie do wszystkich usług w Internecie?
Nie. Samo DSA w Motywie (5) wskazuje, że powinno mieć zastosowanie do dostawców niektórych usług społeczeństwa informacyjnego. W szczególności do dostawców usług pośrednich takich jak np. „zwykły przekaz” czy „hosting”. Natomiast zgodnie z artykułem drugim DSA ma zastosowanie do usług pośrednich oferowanych odbiorcom w UE, niezależnie od miejsca w którym usługodawca ma siedzibę.
Oznacza to, że jeśli z jakiejś usługi można skorzystać z terenu Unii Europejskiej, to niezależnie od tego czy dostawca w Panamie czy na Seszelach – DSA będzie miało do niego takie samo zastosowanie, jak gdyby miał siedzibę w Polsce czy Belgii.
Zdecydowanie jednak sprzeciwiamy się interpretacji, że DSA obejmuje każdą e-usługę i każdą stronę internetową. Tuż przed wejściem w życie rozporządzenia takich poglądów pojawiło się całkiem sporo. Tymczasem samo brzmienie DSA tego nie uzasadnia, a wręcz wskazany motyw (5) wprost stwierdza, że chodzi tylko o niektóre z e-usług.
Czym jest usługa pośrednia?
DSA ma zastosowanie do usług pośrednich. Zgodnie z rozporządzeniem usługą pośrednią jest usługa społeczeństwa informacyjnego będąca:
- usługą zwykłego przekazu – polegającą na transmisji danych i zapewnieniu dostępu do sieci telekomunikacyjnej
- usługą cachingu – polegającą na transmisji w sieci telekomunikacyjnej informacji przekazanych przez odbiorcę usługi, obejmującą automatyczne, pośrednie i krótkotrwałe przechowywanie tej informacji, dokonywane wyłącznie w celu usprawnienia późniejszej transmisji informacji na żądanie innych odbiorców;
oraz co istotne dla dalszej części tekstu:
- usługą hostingu – polegającą na przechowaniu informacji przekazanych przez odbiorcę i (co bardzo ważne) na jego żądanie.
Żeby jednak szczegółowo ustalić zakres tego, kogo tak naprawdę dotyczy DSA musimy spojrzeć na to czym jest „usługa społeczeństwa informacyjnego” bo tylko usługi pośrednie spełniające cechy usług społeczeństwa informacyjnego objęte są DSA.
Czym jest usługa społeczeństwa informacyjnego?
Usługą społeczeństwa informacyjnego jest każda usługa świadczona drogą elektroniczną, na indywidualne żądanie odbiorcy usługi oraz normalnie za wynagrodzeniem.
I znów zagłębiamy się w szczegóły, które mają kluczowe zrozumienie dla zakresu stosowania DSA. Obejmuje ono takie usługi, które normalnie byłyby świadczone za wynagrodzeniem, są świadczone online i są jedną z trzech usług pośrednich.
Ważne jest więc ustalenie o co chodzi ze sformułowaniem „normalnie świadczona za wynagrodzeniem”.
O co chodzi z „wynagrodzeniem”?
Ponieważ definicja usługi społeczeństwa informacyjnego ma już swoje lata (sięga 1998 roku) – powstał bardzo konkretny pogląd dotyczący tego o co chodzi z wspomnianym warunkiem. Przede wszystkim – wynagrodzenie to nie tylko pieniądze, które usługodawca otrzymuje bezpośrednio od użytkownika. Mogą to być inne korzyści, które przekładają się na uzyskanie wynagrodzenia przez usługodawcę. Korzyści te muszą mieć jednak bezpośredni związek z działaniami użytkownika i prowadzić do tego, że gdyby usługodawca ich nie uzyskiwał z innego źródła to by takiej usługi nie świadczył.
Zgodnie z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości chodzi tutaj na przykład o przypadki kiedy usługodawca otrzymuje wynagrodzenie z tytułu reklam wyświetlanych użytkownikowi (nawet jeśli ten użytkownik nic nie płaci za korzystanie z usługi). Podobnie klasyfikowane jest np. korzystanie z aplikacji do zamawiania przejazdów czy posiłków, która choć dostarczana jest użytkownikowi bezpłatnie, to usługodawca otrzymuje prowizję od przewoźnika czy restauracji. Tak samo kwalifikowane są usługi bezpłatnych punktów dostępowych do wi-fi, gdzie np. restauracja udostępnia je aby przyciągnąć więcej klientów, a standardowo za skorzystanie z sieci internet musieliby oni zapłacić (np. operatorowi telefonii komórkowej).
Taką usługą jest także korzystanie z darmowego serwisu w zamian za udostępnienie danych osobowych, które następnie udostępniane są reklamodawcom aby lepiej profilować reklamy za których wyświetlanie właściciel serwisu otrzymuje od nich wynagrodzenie.
Nie znajduje jednak odzwierciedlenia w orzecznictwie TSUE propagowane ostatnio twierdzenie, że za wynagrodzenie należy uznać jakąkolwiek, choćby bardzo pośrednią i teoretyczną korzyść związaną z udostępnieniem usługi.
W naszej ocenie np. w przypadku bloga czy podcastu który prowadzony jest hobbystycznie i z którego tytułu autor nie otrzymuje bezpośrednich korzyści nie spełnia wymogu uznania go za usługę społeczeństwa informacyjnego (co innego dotyczy platformy do przechowywania podcastów czy hostingodawcy z którego korzysta autor). Nie mniej część prawników uważa, że za usługę normalnie świadczoną za wynagrodzeniem należy uznać jakiekolwiek korzyści pośrednie, nawet bardzo teoretyczne, takie jak choćby budowanie marki własnej.
Nie zgadzamy się z taką interpretacją. Naszym zdaniem potencjalne i bardzo teoretyczne korzyści związane z usługą, których uzyskanie ma charakter nieprzewidywalne nie stanowią wynagrodzenia w rozumieniu dyrektywy 2015/1535 (zawierającej definicje usługi społeczeństwa informacyjnego).
Nie można przyjąć, że wirtualne, możliwe lub nie do osiągnięcia korzyści takie jak budowa marki własnej czy możliwe zwiększenie sprzedaży w przyszłości, choć na ten moment niemożliwe do oszacowania, stanowi wynagrodzenie.
Dodatkowo na gruncie pojęcia „usługi normalnie świadczonej za wynagrodzeniem” należy odnieść się do bardzo ciekawego wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (C-484/14) , w którym TSUE przyznało rację jednemu z unijnych sądów, iż ocena tego czy dana usługa spełnia przesłankę „normalnie świadczonej za wynagrodzeniem” powinna być dokonywana m.in. poprzez postawienie dwóch pytań:
- Czy istnieją w ogóle dostawcy na rynku, którzy oferują te lub porównywalne usługi za wynagrodzeniem?
- Czy większość takich lub porównywalnych usług jest oferowana za wynagrodzeniem?
Pytania te powinny być zadawane w kontekście usług, za które usługodawca nie otrzymuje bezpośrednio wynagrodzenia od usługobiorcy czy innego podmiotu. Służą one ustaleniu czy dana bezpłatna usługa normalnie świadczona byłaby za wynagrodzeniem. W przywołanym przypadku chodziło właśnie o bezpłatny dostęp do sieci bezprzewodowej. TSUE potwierdziło, to co wcześniej ustalił niemiecki sąd – na oba z tych pytań w danym przypadku należy odpowiedzieć twierdząco. Na rynku standardowo usługi dostępu do sieci są oferowane odpłatnie i gdyby użytkownik nie skorzystał z bezpłatnej usługi, a chciał mieć dostęp do sieci – musiałby za to zapłacić.
O co tyle szumu?
O ile DSA jest bardzo ważnym i potrzebnym aktem, to trzeba mieć na uwadze, że stosowanie go do wszystkich stron internetowych (w tym sklepów online) jest nie tylko sprzeczne z samym DSA, ale też społecznie szkodliwe. Nakładałoby bowiem na drobnych przedsiębiorców znaczące obciążenia regulacyjne.
Tymczasem wśród prawników spopularyzował się pogląd, zgodnie z którym jeśli np. sklep internetowy umożliwia pozostawianie użytkownikom opinii o sklepie czy produkcie, to jest to… usługa hostingu.
Tym samym część prawników uznaje wystawienie e-sklepowi opinii przez klienta za świadczoną za wynagrodzeniem usługę polegającą na przechowywaniu przez sklep dla klienta treści wystawionej przez użytkownika i na jego żądanie.
W naszej ocenie – trudno znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie prawne dla tak kontrowersyjnego poglądu.
Jak to jest z tymi opiniami w e-sklepie?
Czy można uznać przyjmowanie i prezentowanie przez sklep opinii od klientów za usługę hostingu? Nie.
Jak standardowo wygląda proces wystawiania opinii w e-sklepie?
- Klient kupuje produkt, za który płaci;
- Sklep wysyła do klienta maila z prośbą o ocenę;
- Klient nie odpowiada – bo ma inne zajęcia.
- Sklep ponawia prośbę o ocenę, proponuje np. rabat za jej wystawienie.
- Klient bierze rabat i wystawia ocenę – pozytywną lub negatywną, czego sklep nie jest w stanie przewidzieć, tak samo jak rzeczywistych skutków tej opinii.
Aby usługa hostingu była usługą hostingu, a więc miało zastosowanie do niej DSA, musi spełnić ŁĄCZNIE następujące warunki:
- Sklep musi przechowywać opinię DLA klienta;
- Sklep musi przechowywać opinię NA ŻĄDANIE klienta;
- Wystawienie przez klienta opinii musi wiązać się z rzeczywistą korzyścią otrzymaną przez sklep.
- Usługa musi być normalnie odpłatna, co oznacza, że:
- Na rynku muszą istnieć sklepy internetowe, którzy oferują klientowi możliwość wystawienia im opinii, za co pobierają od klientów wynagrodzenie;
- Większość klientów wystawiając opinię sklepowi lub produktom powinna płacić sklepom za to że mogą je ocenić.
- Ktoś inny płaci sklepowi za to, że klient wystawi mu opinię.
Zastanówmy się więc czy możemy tutaj mówić o usłudze hostingu, do której zastosowanie ma DSA.
- Dla kogo sklep przechowuje opinię? Dla klienta czy dla siebie?
W naszej ocenie sklep zawsze przechowuje opinię tylko i wyłącznie dla siebie. We własnym imieniu i na własną rzecz. To sklep decyduje o sposobie, miejscu i czasie prezentowania tej opinii. Jednocześnie to sklep ponosi wyłączne koszty jej przechowywania, takie jak opłacenie infrastruktury IT - Czy sklep przechowuje opinię na żądanie klienta?
Nie. Sklep przechowuje opinię na własne żądanie. To sklep inicjuje żądanie wystawienia opinii, to sklep zwraca się do klienta o jej wystawienie. Jednocześnie to sklep podejmuje decyzję czy daną opinię umieści na stronie internetowej - Czy wystawienie opinii wiąże się z rzeczywistą korzyścią otrzymaną przez sklep?
Nie. Co więcej, sklep najczęściej „płaci” za opinię np. przyznając kod rabatowy na kolejne zamówienie. Nie można też przewidzieć jaką opinię wystawi klient – czy będzie ona pozytywna czy negatywna. Oczywiście – nie sposób nie uznać argumentu, że umieszczenie mechanizmu opinii ma w pewien sposób uwiarygadniać sklep, co przekłada się na wzrost sprzedaży. Jest to jednak korzyść trudna do oszacowania i może nigdy nie wystąpić.
Dodatkowo w związku z opinią klient może np. zrezygnować z zakupu droższego produktu i wybrać produkt tańszy lub zrezygnować z zakupu w ogóle. Tym samym nie można opinii bezpośrednio powiązać z korzyściami uzyskiwanymi przez sklep.
- Czy istnieją na rynku sklepy internetowe, w których klient płaci za wystawienie im opinii po zakupie?
Nie. A nawet jeśli takie sklepy by się znalazły – byłyby to pojedyncze przypadki.
- Czy większość klientów płaci sklepom internetowym za możliwość wystawienia im opinii?
Nie. Opinie zwyczajowo są wystawiane nieodpłatnie. Co więcej to sklep oferuje wynagrodzenie w postaci różnych bonusów za ich wystawienie - Czy sklep otrzymuje od innego podmiotu wynagrodzenie za to że klient wystawi opinię?
Nie. O ile sklep nie wykorzystuje opinii do jakiegoś szczególnego marketingu kierowanego to nie można do opinii przypisać innych bezpośrednich zewnętrznych korzyści.
Tym samym opinia w sklepie internetowym nie spełnia żadnego z kryteriów (a muszą być spełnione wszystkie) uznania jej za usługę hostingu w rozumieniu DSA.
Aktualizacja – maj 2024:
W związku z licznymi wątpliwościami co do zakresu stosowania DSA, zapytaliśmy o zdanie urzędników Komisji Europejskiej. Odpowiedź od unijnej Dyrekcji Generalnej ds. Sieci Komunikacyjnych, Treści i Technologii potwierdza nasze zdanie o zakresie stosowania DSA:
“Wydaje się, że sklepy internetowe, które nie pośredniczą w zawieraniu umów na odległość między przedsiębiorcami a konsumentami, i w których komentarze zamieszczane przez usługobiorców mają charakter czysto pomocniczy w rozumieniu art. 3 lit. i) i preambuły 13 DSA, nie są usługami hostingu i jako takie nie są objęte przepisami DSA”.
Tym niemniej, nie ma gwarancji, że polskie organy kontrolne są świadome tego stanowiska i czy je uwzględnią. Tak jak wskazywaliśmy, jeśli masz obawy co do tego, czy DSA należy zastosować do Twojego sklepu, strony internetowej albo bloga, taniej i bezpieczniej będzie dostosować się do przepisów – dla Twojego spokoju, na wszelki wypadek.
Czy w takim razie sklep internetowy podlega pod DSA?
To czy podlega się pod DSA czy nie to kwestia indywidualnej oceny. Mogą bowiem istnieć okoliczności, które spowodują, że dany konkretny sklep w konkretnym przypadku będzie podlegać pod DSA.
Np. w przypadku sklepów czy usług oferujących wykonywanie produktów indywidualnych, w oparciu o materiały takie jak zdjęcia dostarczone przez klienta i przechowywane przez sklep internetowy – bez wątpienia dojdzie do świadczenia usługi hostingu.
Jednakże z zasady zdecydowana większość sklepów internetowych, niezależnie od tego czy umożliwia ocenianie swojej działalności lub dostępnych u siebie produktów nie świadczy żadnej usługi pośredniej w rozumieniu DSA i nie jest objęta tą regulacją.
Przy opiniach w sklepie internetowym ich przechowywanie i prezentowanie nie ma miejsca w imieniu i na rzecz autora takiej opinii. Samo umieszczenie opinii zazwyczaj, w zdecydowanej większości przypadków, również wynika z inicjatywy właściciela sklepu, który zaprasza użytkownika do umieszczenia opinii – w naszej ocenie w takim przypadku nie można kwalifikować tego typu działań jako usługi hostingu. Nie dochodzi do świadczenia żadnej usługi.
Gdyby przyjąć, że publikowanie przez właściciela sklepu internetowego opinii o jego sklepie udzielonych mu przez kupujących stanowi usługę hostingu, to trzeba by przyjąć, że wywieszenie w sklepie stacjonarnym pisma z referencjami wręczonego przez klienta stanowi usługę o cechach najmu. Byłby to oczywisty absurd.
Jeśli pójdziemy tym tropem to dojdziemy do wniosku, że skoro każde działanie na stronie internetowej pozostawia za sobą ślad w postaci logów, to te logi to też jest usługa hostingu.
Czemu część prawników twierdzi, że DSA ma zastosowanie do opinii w sklepie internetowym?
Nie wiem. Natomiast każdy ma prawo twierdzić co mu się podoba. To właśnie w prawie jest piękne – że są różne opinie. Gdzie dwóch prawników tam pięć poglądów. Nie mniej – jeśli różne dziwne poglądy prezentowane są przez prawników w sposób masowy, staje się to bardzo niebezpieczne.
Istnieje pewien rodzaj „bezwładności organu administracyjnego opartej o to co przeczytają”. Jest to sytuacja w której poglądy organów nadzorujących prawidłowe stosowanie przepisów bazują na interpretacjach, które znajdą w artykułach przygotowanych przez prawników. Organy te nie dokonują własnej interpretacji prawa, a bazują na tym co znajdą. Tym samym często w działaniach organów takich jak np. UOKiK, UODO czy KNF da się dostrzec realizację poglądów, które nie mają uzasadnienia w funkcjonalnej czy celowościowej wykładni przepisów.
Oczywiście – ma to pewien sens, ale bywa niebezpieczne. Np. wtedy, kiedy organy łapią się pewnego kontrowersyjnego poglądu i przechodzą do jego realizacji. W przypadku opinii w sklepie internetowym istnieje ryzyko, że organy (w tym przypadku UOKiK i UKE) bezrefleksynie przylgną do skrajnej i absurdalnej wykładni DSA.
Dla przykładu – kilka lat temu pewien organ stosujący pewną bardzo rygorystyczną ustawę bazował na artykule naukowym sporządzonym przez prawnika rozpoznawalnej wówczas kancelarii. Mimo tego, że wyrażony tam pogląd nijak się nie imał wykładni przepisów, to organ go stosował i na ten tekst powoływał. A później przegrał kilka postępowań przed WSA i NSA. Co prawda autor poglądu, choć z niego się wycofał, to nadal jest całkiem dumny z tego, że cytowano go w kilku decyzjach administracyjnych. Niestety kosztem przedsiębiorców.
Dlaczego przyjęcie, że DSA stosuje się do „każdego sklepu z opiniami” jest złe?
DSA to bardzo przemyślany i sensowny akt prawny. Porządkuje to co dzieje się w całej Unii Europejskiej i wdraża w sposób jednolity zasady, które od 1998 roku były różnie stosowane w państwach członkowskich.
Jednocześnie dorzuca trochę obowiązków. Np. obowiązek zapewnienia aby objęty DSA przedsiębiorca posiadał punkt kontaktowy, z którym organy państw członkowskich mogą skontaktować się w NAJPOPULARNIEJSZYM języku Unii Europejskiej. Obecnie najpopularniejszym językiem UE jest język angielski. Co to oznacza?
Według danych KE z 2012 roku (czyli starych) w Polsce mówi po angielsku 33% osób. Teoretycznie dużo. W Szwecji aż 86%, a w Hiszpani 22% osób. Choć mieszkając w Walencji niejednokrotnie przekonałem się, że te 22% to mocno zawyżony wynik. A Walencja to piękne międzynarodowe miasto, trzecie co do wielkości w Hiszpanii.
Nie mniej – proszę powiedzieć właścicielowi typowego sklepu internetowego w modelu drop shiping, że jak zadzwonią do niego z Komisji Europejskiej to ma z nimi rozmawiać po angielsku.
Obowiązki z DSA, nawet jeśli nie są szczególnie wymagające to jednak generują pewne obciążenie regulacyjne. Obciążenie które najbardziej odczuwają właśnie małe firmy. W Legal Geek obsługujemy zarówno spore platformy internetowe, do których DSA stosowane jest bardzo szeroko, jak i małe sklepy które są działalnością poboczną. Tych pierwszych kasujemy konkretnie za każdą rozpoczętą godzinę. Jednocześnie to oni z DSA nie mają żadnego problemu, bo rozwiązania z DSA mieli już dawno. Wymusił to na nich rynek, wymusiło compliance. Notice and take down, czy gotowość do sprawozdawczości? Sprawozdanie z DSA to dla większości z dużych firm pikuś. Wdrożenie DSA zazwyczaj sprowadza się do przelecenia przez checklistę i stwierdzenia, że w sumie to i tak robimy więcej.
Po drugiej stronie są jednak ci malutcy, którym dostarczamy usługi budżetowe, zautomatyzowane. Bez wielkich budżetów, bez zespołów do wdrożenia formularza na stronie www, itp. Dla nich DSA to kolejny obowiązek, kolejna rzecz o której trzeba pamiętać.
Nie są to rzeczy krytyczne, nie są to rzeczy które wymagają milionów. Natomiast dalej wymagają nakładów, wymagają czasu (a tego mali przedsiębiorcy zazwyczaj mają najmniej). Nałożenie na nich kolejnego obowiązku, w sytuacji kiedy w praktyce ni jak nie ma on do nich zastosowania jest obciążeniem. Zwłaszcza, że DSA to nie jedyna regulacja, której trzeba pilnować.
Na nas – na przedsiębiorców – takich regulacji nakładanych jest multum. Do tego dochodzą żądania organów nijak uzasadnione. Przypomnę choćby wymaganie przez Wojewódzkie Inspekcje Handlowe od e-sklepów wskazywania w regulaminach kodeksów dobrych praktyk – choć sama Państwowa Inspekcja Handlowa jasno twierdziła, że sklepy internetowe takich kodeksów posiadać nie muszą…
Od lat śmiejemy się też z sytuacji, kiedy od naszego klienta w trakcie kontroli Państwowej Inspekcji Pracy zażądano polityki antymobingowej. Klient jako mikroprzedsiębiorca nie musiał jej posiadać. Nie mniej – po dłuższej dyskusji z nieprzekonywalnymi urzędnikami „zaadaptowaliśmy” poprzez CTRL+H politykę antymobingową… Państwowej Inspekcji Pracy…. Kontrolerzy wykazali jej liczne braki… Dyskusja skończyła się, kiedy pokazaliśmy im, że to ich własna polityka. Dziś śmieszy, wtedy nie.
Inne kontrowersje wokół DSA
Wśród poglądów wyrażanych przez prawników można znaleźć sporo „kwiatków” dotyczących stosowania DSA. Np. taki, że jeśli prowadzisz grupę na Facebooku to świadczysz usługę hostingu i musisz mieć odpowiednie mechanizmy wdrożone. Autor tego poglądu jednocześnie twierdzi, że DSA nie stosuje się do kanału na YouTube i komentarzy pod filmami. Być może dlatego, że sam taki kanał posiada…
Inny skrajny pogląd to twierdzenie, że każda strona internetowa to usługa hostingu. I każda z nich musi wdrożyć wymogi wymagane od hostingodawców przez DSA. Nie wiem dlaczego autor – notabene dr. hab. prawa – wyciąga taki wniosek.
Były już koncepcje wprowadzenia „regulaminów dla wszystkich” łącznie ze stronami wizytówkami na gruncie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Na szczęście wtedy zachowaliśmy zdrowy rozsądek. Co ciekawe – UŚUDE reguluje kwestię zasad czy regulaminów w niemal identyczny sposób co DSA.
Dochodzimy jednak do miejsca, w którym co raz więcej prawników, poprzez błędne interpretacje przepisów tworzy stan przeregulowania. DSA to nie jest jakiś demon, który na wszystkich nakłada rzekę obowiązków. To potrzebny akt, który dotyczy dużej grupy podmiotów i w bardzo sensowny sposób kształtuje ich sytuację prawną. Samo jednak DSA podkreśla, że nie dotyczy wszystkiego co się w Internecie dzieje.
Natomiast autorzy kontrowersyjnych tez twierdzą najczęściej, że DSA trzeba stosować szeroko, bo jeśli do jakiejś witryny DSA nie miałoby zastosowania, to takie miejsca stałyby się darknetem gdzie każdy może wszystko.
Czy jeśli do danej strony nie ma zastosowania DSA – to znaczy, ze można tam wszystko?
Absolutnie nie. DSA skonstruowane jest tak, że ZAWSZE, ABSOLUTNIE ZAWSZE w łańcuchu świadczenia e-usługi znajdzie się podmiot, do którego DSA ma bezpośrednie zastosowanie. Np. w przypadku wspomnianego bloga czy sklepu internetowego jeśli przyjmiemy, że DSA nie stosuje się do nich bezpośrednio – to nadal istnieje ktoś kto je utrzymuje we własnej infrastrukturze czy zapewnia im dostęp do sieci. Będzie to chociażby dostawca usług serwerowych (w tym chmurowych) czy łącza internetowego.
Internetowa wizytówka -> jest na czyimś serwerze.
Grupa na FB -> Facebook jest BARDZO objęty DSA.
Kanał na YT -> Google też jest BARDZO DSA.
Nie będę tutaj robił wykładu z teorii budowy Internetu, działania serwerów, chmur, fruwania danych oraz DNSów. Podam przykład.
Mały sklepik internetowy z miodem z podtrójmiejskiej pasieki pana Marcina wprowadza u siebie system opinii. Pan Marcin lubi sprawdzone rozwiązania, a że na e-commerce zjadł zęby – wybiera jeden z systemów do zbierania od użytkowników opinii. Pan Marcin po prostu śle adres e-mail do tego systemu, po API, jak użytkownik opłaci zamówienie.
System wysyła klientowi mailową prośbę (nie będziemy przecież żądać) o ocenienie sklepu pana Marcina i jego miodów. Klient zmęczony czwartym mailem w tej sprawie (nie czytał co za checkboxy klikał) w końcu klika w link w mailu i przechodzi do strony systemu opinii. Tam jest jakiś regulamin, ale przecież nikt regulaminów nie czyta. Pisze, że miód był zajebisty i pan Marcin to fajny gość. System to zapisuje u siebie w bazie danych, a u pana Marcina „na sklepie” zaciąga się 5 gwiazdek i treść opinii. Wszystko leci po API i jakimś JSem z serwera systemu opinii.
Okazuje się jednak, że w opinii klient napisał, że miód był spoko, a konkurencji pana Marcina nogi starym serem lecą. Konkurent czuje się urażony. Ma prawo. I chociaż do sklepu pana Marcina DSA nijak się nie ima (ale rym mi się machnął) to DSA działa. Konkurent może iść np. do systemu opinii. Może też olać system wystawiania opinii i od razu pójść do Amazona czy Googla gdzie serwery systemu opinii stoją. A jak się bardzo zirytuje – to nawet do Elona Muska może pójść, gdyby się okazało, że dane z tych serwerów po Starlinku w świat lecą. I DSA tu działa.
Oczywiście, gdyby konkurent napisał do pana Marcina, to pan Marcin pewnie by ten komentarz usunął albo poprosił gości z systemu opiniowego o usunięcie. I nie trzeba do tego by było DSA.
Czy DSA w ogóle nie stosuje się do małych podmiotów?
Nie. Zawsze będą małe podmioty, do których DSA ma zastosowanie. Będą to choćby właściciele 99% SaaSów i tym podobnych rozwiązań. Oczywiście – spora część MŚP (w tym mikro i nierejestrowani) będzie z dużej części DSA wyłączona, bo samo DSA ma dla platform internetowych sporo wyłączeń i zwalnia je z większości regulacji.
To czy DSA stosuje się do danej usługi, strony internetowej, bloga, itp., a także w jakim zakresie – to jednak zawsze kwestia indywidualnej oceny. Każdy przypadek jest inny.
Co zrobić jeśli mam wątpliwości?
Stara zasada szpiegów mówi: „jeśli są wątpliwości, to nie ma wątpliwości”. Stara zasada prawników regulacyjnych idzie w tym samym kierunku. W skrócie – jeśli zastanawiasz się czy musisz spełnić jakiś obowiązek, a jego spełnienie nie wiąże się z istotnymi uciążliwościami, nie zastanawiaj się. Spełnij go. To zawsze jest bezpieczniejsze rozwiązanie.
W swojej prawie 20 letniej karierze wielokrotnie, mimo że nie zgadzałem się z jakąś interpretacją prawa dokonywaną przez organy takie jak UOKiK czy KNF, zawsze doradzałem moim klientom takie działanie. Zawsze rzetelnie informując, że się nie zgadzam jednak tak jest bezpieczniej.
Oczywiście – równie często wskazywałem wyboiste drogi i wślizgiwanie się w wąskie szczeliny między niezbyt precyzyjnymi przepisami. W końcu za to biorę pieniądze – za prowadzenie moich klientów ścieżkami, których inni nie znają. Nie mniej – w wielu przypadkach to zbyt niebezpieczna droga, aby wielu odważyło się nią pójść. Zawsze jest ryzyko, że spadnie mam na głowę jakiś głaz, np. taki z wyrytym napisem UOKiK czy KNF. Często prościej, taniej i bezpieczniej jest zrealizować jakiś obowiązek, który nas nie dotyczy, niż później przez 5 lat pałować się z koniem i chodzić po sądach administracyjnych aby udowodnić, że mamy rację.
Dlatego też czasem trzeba zrobić więcej, niż rzeczywiście trzeba (bon mot godny naszego prezydenta).
Jednocześnie – jeśli ktoś nie chce zastanawiać się czy DSA jest dla niego, to przygotowaliśmy szybkie i tanie rozwiązanie, żeby sprawnie uczynić swoją witrynę internetową „DSA friendly” i nie martwić się o „spory w doktrynie”. Jest to produkt w zasadzie dla każdego kto jest MŚP. Bez znaczenia czy jesteś platformą internetową, która pod DSA na 100% podlega czy sklepem internetowym bez opinii i po prostu chcesz mieć spokój, nie zastanawiając się co zmienić w regulaminie.
Uwaga!
Ze względu na liczne kontrowersje związane z zakresem stosowania DSA do każdej lub prawie każdej strony internetowej, zwłaszcza sklepów internetowych czy blogów umożliwiających komentowanie uważamy, że bezpieczniej jest dostosować się do DSA niż ryzykować konsekwencję związane z brakiem zgodności.
Choć naszym zdaniem DSA w żadnym wypadku nie dotyczy „wszystkich” stron internetowych, w tym „każdego e-sklepu, który np. ma opinie o towarach” – mając na uwadze kierunki, w których zmierza interpretacja tej regulacji – jej wdrożenie jest zawsze tańsze i bezpieczniejsze niż ewentualny konflikt z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Urzędem Komunikacji Elektronicznej. Taki konflikt zaś może być bardzo kosztowny.
Jeśli nie chcesz się zastanawiać czy musisz stosować DSA na swojej stronie, blogu czy sklepie – tutaj znajdziesz łatwe narzędzie, przygotowane przez prawników z Legal Geek, które pomoże Ci spełnić wymogi i dostosować się w kilka minut:
Tomasz Klecor – partner zarządzający w kancelarii Legal Geek
Uwaga!
Ze względu na liczne kontrowersje związane z zakresem stosowania DSA do każdej lub prawie każdej strony internetowej, zwłaszcza sklepów internetowych czy blogów umożliwiających komentowanie uważamy, że bezpieczniej jest dostosować się do DSA niż ryzykować konsekwencję związane z brakiem zgodności.
Choć naszym zdaniem DSA w żadnym wypadku nie dotyczy „wszystkich” stron internetowych, w tym „każdego e-sklepu, który np. ma opinie o towarach” – mając na uwadze kierunki, w których zmierza interpretacja tej regulacji – jej wdrożenie jest zawsze tańsze i bezpieczniejsze niż ewentualny konflikt z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Urzędem Komunikacji Elektronicznej. Taki konflikt zaś może być bardzo kosztowny.
Jeśli nie chcesz się zastanawiać czy musisz stosować DSA na swojej stronie, blogu czy sklepie – tutaj znajdziesz łatwe narzędzie, przygotowane przez prawników z Legal Geek, które pomoże Ci spełnić wymogi i dostosować się w kilka minut:
Tomasz Klecor – partner zarządzający w kancelarii Legal Geek
Z naszego taniego i szybkiego rozwiązania skorzystasz tutaj:
Warunki korzystania ze strony internetowej (DSA)
Dokument pomaga spełnić wymagania DSA dostosowując Twoją stronę do nowych regulacji prawnych.
Wersja polska
49
zł netto / rok
Wersja polska i angielska
99
zł netto / rok